czyli o prezentach różnych słów kilka
Mamy w pracy, a w zasadzie to mieliśmy, zwyczaj kupowania sobie prezentów na urodziny. Prezent był albo totalnym zaskoczeniem dla obdarowywanego, albo kupowaliśmy, co sobie solenizant zażyczył.
Mamy w pracy, a w zasadzie to mieliśmy, zwyczaj kupowania sobie prezentów na urodziny. Prezent był albo totalnym zaskoczeniem dla obdarowywanego, albo kupowaliśmy, co sobie solenizant zażyczył.
Za chwilę Wielkanoc, za chwilę Zajączek przyniesie prezenty, a ja jeszcze nie zdążyłam pokazać, co mi Mikołaj/Aniołek/Dziadek Mróz/Gwiazdor przyniósł pod choinkę! A to było trzy miesiące temu!!
Masakra. Maskaryczna masakra!
czyli poruta i wstyd :(
„Poprzedni post miał być w październiku.
Ten powinien był powstać w sierpniu.
Mamy listopad.
Wstyd i poruta, a to przecież post z serii „chwalipost”.”
Rozbiłam bank. Dwa razy. W sumie to trzy.
I zamierzam się chwalić dziś nagrodami, bo nagrody dostałam FANTASTYCZNE!
Miałam to zrobić już dawno, ale obiektywne trudności rzucały mi kłody pod nogi.
Chcecie, wierzcie, nie chcecie, nie wierzcie, ale było tak.