Na niebiesko

Czyli bombkujemy mimo wszystko

Niedziela wieczór, rozmawiam z Adamem przez Skype.

Kochanie powinnam napisać post.

No powinnaś. Nie masz wyjścia, musisz – stwierdził Kochanieńki.

Tylko o czym mam napisać, jak nie mam o czym napisać?

Wymyśl coś. Nie masz wyjścia – zawyrokował Kochanieńki.

Cóż było robić, wymyśliłam.

Ostatni tydzień to tak, jakby go nie było. Pożegnałam w sobotę Kochanieńkiego i tak naprawdę to nie miałam, kiedy za nim zatęsknić. Jeździłam tam i z powrotem między moim rodzicami a domem, między Wrocławiem a Opolem. Szlifowałam korytarze w opolskich przychodniach i szpitalach, spędziłam długie godziny czekając z ojcem, żeby zrobili mu badania. Szkoda gadać, jak wygląda nasza służba zdrowia, jaki człowiek jest w tym wszystkim mały i nieważny. Wręcz zbędny i przeszkadzający.  Porażka. Ale nie miało być o tym.

Miało być, że post trzeba na blog wrzucić i o czymś napisać.

Ponieważ ostatnio robótkowo u mnie się prawie nic nie dzieje, cały czas jestem w rozjazdach, a w międzyczasie staram się skończyć coś na moje candy (nie powiem, co to będzie, ma być niespodzianka, mam nadzieje, że zdążę) to pokażę Wam, co sobie zaplanowałam wyprodukować na te święta. Nie wiem, co z tych planów wyjdzie, bo jestem w kompletnym niedoczasie. Się postaram.

Uwielbiam bożonarodzeniowe hafty. Chyba ich wyszywanie jara mnie najbardziej. Uwielbiam robić bombki, mimo że sama nie mam jeszcze żadnej. Uwielbiam też przeglądać Instagram w poszukiwaniu inspiracji i żeby się pognębić. I tak kiedyś czekając na tramwaj, trafiłam na moim zdaniem fantastyczne wyszywane bombki. Bombki inne niż to, co widziałam i robiłam do tej pory.

Trafiłam na profil Mariny Khachanovej, tworzącej pod pseudonimem RinkaZee. Co tworzy, możecie obejrzeć na Instagramie  albo na VK.

Poniższe zdjęcie pochodzi stąd


Czyż ta Mary Poppins nie jest boska?

Dla mnie bomba!

Rewelacja!

Jak można tak zaprojektować wzór, żeby z płaskiego haftu wyszła kula?

Genialne!

Długo nie myślałam, w sumie to wcale, od razu zamówiłam sobie Merry i jeszcze takie wzór. Zdjęcie również pochodzi z profilu RinkaZee na VK.

 

Wzory są fantastycznie opracowane w pdf, podane są ilości potrzebnej muliny, wielkość gotowej kuli, jaka wyjdzie w zależności od gęstości użytego materiału. I jest też instrukcja zszycia tego cuda. Instrukcja jest co prawda po rosyjsku, ale wszystko jest tak dobrze obfotografowane, że tylko na podstawie zdjęć można dojść do tego, jak to powinno być zrobione. Ja to ogarnęłam, mimo że kompletnie jestem nieszyjąca. Poszczególne  elementy można zszyć na maszynie albo ręcznie. Ja zszywałam w rękach, bo maszyny w domu nie mam i z maszyną do szycia mi niestety nie po drodze, czego to bardzo, ale to bardzo żałuje.

W instrukcji jest też umieszczony prosty wzór, na którego przykładzie omówione jest zszycie kuli. Postanowiłam zacząć od tego wzoru, żeby się nauczyć, zobaczyć, o co chodzi.

Padło na Aidę 14 ct (fuj) i jakąś niebieską mulinę DMC. Nie powiem Wam, jaki to kolor, bo nie pamiętam. Otworzyłam pudełko z mulinami, ten akurat mi się spodobał, więc nim wyszyłam. Ponieważ haftowałam na Aidzie 14 ct, krzyżyki wyszły ogromne. I poszło dużo muliny, ponad jeden motek, co mnie zdziwiło trochę.

A teraz będą zdjęcia. Dużo zdjęć z etapu wyszywania.

Parę szczegółów.

Był początek października, jak to wyszywałam.

Takie piękne okoliczności przyrody były.

Ciepło, słonko, kawka na tarasie. Super było.

A tak wygląda cały haft, gotowy do tego, żeby zrobić z niego kulę.

Ołówkiem zaznaczyłam sobie poszczególne elementy do wycięcia.

Na tym etapie skończyłam i odłożyłam haft na kilka dni. Musiałam się przespać z tematem, dojrzeć do zszywania, bo dla mnie było to nie lada wyzwanie. Dumałam, dumałam, aż stwierdziłam, raz kozie śmierć, zróbmy to.

I zrobiłam.

Teraz powinna być fotorelacja z etapu zszywania, ale niestety nie cyknęłam żadnego zdjęcia. Tak byłam skupiona i skoncentrowana, żeby sobie języka nie przyszyć do kanwy, że nie pstryknęłam ani jednego.

Pozszywałam i  się mocno zdziwiłam, że to działa!!! Kurza twarz szyje się jak piłkę.

I kuliste wychodzi.

Prawie kuliste, ale nie czepiajmy się szczegółów.

Pojawił się problem. Trzeba kulę czymś wypchać, a w domu nic nie ma, a ja przecież muszę już teraz, natychmiast. Wzięłam więc ocieplinę, której mam kilometry kwadratowe, a którą nabyłam, żeby zrobić wieczko do mojego niciaka, porozrywałam ją na małe kawałki i wypchałam moją bombkę. I to był niestety błąd. Ocieplina jest mało plastyczna, wyszły trochę nierówności i grudy. Wyszła nie całkiem kula.

Takie coś mi wyszło :)

Są miejsca, gdzie jest idealnie, są niestety też takie, gdzie jest krzywo i nierówno.

Kula też wyszła mi mało kulista, trochę przydeptana jak nasza Ziemia. Wiem, że następnym razem muszę trochę głębiej zszyć poszczególne elementy.

Tu jest miejsce, gdzie zszywany był cały bok i gdzie wypychałam kulę. Trzeba nad tym popracować.

Jak na pierwszy raz wyszło całkiem nieźle. Nie idealnie, ale zdobyłam doświadczenie, wiem już, o co chodzi, wiem, gdzie popełniłam błąd, co należy poprawić. I wiem też, że trzeba czymś innym wypychać. Chyba kulki sylikonowe albo puch sylikonowy się to nazywa.

Idąc za ciosem, stwierdziłam, robię następną bombkę. I zabrałam się za tę biało, czerwono, czarną, z ptakami i łosiami. Tym razem wybór padł na białą Lindę 27 ct, bo mam plan (a może miałam, to się okaże w praniu, znaczy w wyszywaniu i zszywaniu), żeby wyszyć dwie wersje — na białym i czarnym materiale.

Najpierw czerwone krzyżyki.

A potem czarne.

Krzyżyki i backstitche w dwóch kolorach i w dwóch grubościach, bo niektóre robi się pojedynczą, a inne podwójną nitką muliny.

Nie jest łatwo i powiem szczerze, nie jestem pewna, czy Linda była do tego wzoru dobrym wyborem. Jednak jest to dość rzadki materiał, widać nitkę prowadzoną pod spodem, zwłaszcza czarną, nie mówiąc o tym, że mam problem z zaczynaniem i kończeniem zwłaszcza pojedynczych nitek. Ale walczę. Będę walczyć.

Powyżej widać, że robiłam za długie poszczególne kreski i mulina mi odstaje od materiału. Albo to spruje, albo przyszyje tak, jak to robiłam w Wandzie.

Aktualnie mam tyle.

Jeszcze bardzo dużo takiej mało przyjemnej pracy przede mną i nie wiem tak naprawdę jaki będzie efekt. A chciałabym, żeby było pięknie.

Nie wiem, czy dam radę zrobić te bombki przed świętami, czy nie, ale na pewno je wyszyje, nawet po świętach. Strasznie mi się podobają i kto wie, może sobie kupię następne wzory.

I nikomu ich nie oddam!!

Mery będzie następna. Mam tylko dylemat czy zrobić ją na Belfaście, czy na Luganie Murano. Nigdy nie wyszywałam na Murano, Jarzębinowa chwali, może spróbuję.

Jakby ktoś miał ochotę, to tutaj można sobie podejrzeć na Instagramie, jak wyglądają bombki wyszyte przez inne dziewczyny. Jest tam cudowna, idealna wersja Mery. Moja krzywa też jest.

I tak to moi mili napisałam post, nie mając o czym pisać :))

Ja to jednak gaduła jestem.

A teraz potrzebny mi jest Kochanieńki, bo on czyta wszystkie moje posty i sprawdza błędy. Bo ja straszne błędy robię i najgorsze jest to, że ich nie widzę. Patrzę i nie widzę. A Kochanieńkiego nie ma :(

Poleciał, ale wróci :)

Dobrze, że są Skajpaje, Vibery i inne WatsAppy, bo bym umarła z tęsknoty. Tak to, chociaż pogadać można i jest kontakt z bazą. Nie da się tylko przez sieć przytulić. Niestety.

Ponieważ Kochanieńki nie przeczyta i nie poprawi moich wypocin, trzeba sobie radzić inaczej, za pomocą zdobyczy techniki. Korzystam z TEJ strony do sprawdzania błędów. Teoretycznie sprawdza ortografię i interpunkcję, ale trzeba myśleć i uważać, bo czasami podpowiada głupoty. Może komuś się przyda.

Bardzo Wam Dziewczyny dziękuje za wszystkie dobre słowa i wsparcie w mojej tęsknocie. Jeszcze nie tęskniłam, bo nie miałam kiedy, ale wszystko przede mną. Jakby co będę płakać tutaj :)) Bardzo Wam dziękuję!!

I tradycyjnie przypomnienie o moim candy.

Jeszcze tylko trzy dni na zapisy.

A ja mam dylemat wyszywać prezent na candy czy przejrzeć w końcu na spokojnie Wasze blogi, zostawić ślad, że byłam, zachwyciłam się, podobało mi się. Bo się zachwycam i mi się podoba, ale nie miałam, kiedy usiąść i na spokojnie odpalić kompa w domu, dobre słowo po sobie pozostawić. I tak już trzeci, albo czwarty tydzień z rzędu. Porażka :(

Edit

Dziewczyny, wyjaśnienie odnośnie zakupów na rosyjskich stronach. Tak jak napisała Jarzębinowa Rosjanki, Ukrainki świetnie posługują się angielskim. Poza tym do zakupu wzoru wystarczy „znajomość” rosyjskiego na poziomie tłumacza Google. Wystarczy wysłać do nich maila z linkiem, co się chce kupić i napisać „chcę kupić”. Naprawdę:)

Ja kiedyś wysłałam tekst po polsku, bo się pomyliłam, wkleiłam nie to, co trzeba. Dziewczyna zrozumiała, sprzedała, a ja kupiłam :)) Płacę PayPalem, trzeba mieć tam konto. Jeśli chodzi o ceny, to na stronie zazwyczaj podana jest cena w rublach, trzeba do tego doliczyć około + 10% na opłaty. Te wzory kosztowały jakieś 20 PLN/szt.