Piekło zamarzło

czyli kartkowanie z Ulą po raz pierwszy

Będę robić kartki na zabawę u Uli.

Ile wytrwam, nie wiem, ale pierwsze kartki już powstały.

Aż nie wierzę, że to napisałam!

Będę robić kartki! Zrobiłam już pierwsze kartki!

Normalnie piekło zamarzło ;-)

Żeby napisać ten post, musiałam sięgnąć do archiwum i przejrzeć moje wcześniejsze wpisy. I powiem Wam, że miałam wielką frajdę z czytania tego, co wcześniej opublikowałam. Nie pamiętam już pewnych zdarzeń, sytuacji, emocji, które towarzyszyły mojemu „tworzeniu”, a dzięki wpisom tu umieszczonym mam możliwość wrócenia do nich. Stwierdzam, że dobrze mieć taki pamiętnik, do którego można sięgnąć, przeczytać, powspominać. Po to w sumie założyłam ten blog. Miał być moim hafciarskim pamiętnikiem i był nim przez parę lat. Potem ogarnęła mnie niemoc do pisania i do wyszywania. Jakieś tam hafty powstały przez ostatni rok, jeden czy dwa, ale jakie się wiążą z nimi historie, kompletnie już nie pamiętam. I w sumie trochę mi smutno z tego powodu.

Przez chwilę miałam plan, żeby zarżnąć ten blog tak na amen. Usunąć z sieci, przestać płacić za hosting i za domenę, bo w sumie, po co mi on, to tylko coraz większe koszty. Na szczęście Kochanieńki czuwał i mi na to nie pozwolił. On twierdzi, że mam w sobie gen destrukcji i zniszczenia i trzeba mnie czasami chronić przed samą sobą i moimi głupimi pomysłami.

Nie zawsze tak było.

Kiedyś chciałam usunąć konto na Instagramie, ale wtedy akurat zawiodła mnie technologia i własna skleroza. Można to była zrobić tylko na komputerze, a ja nie znam hasła, żeby się zalogować… Konto dalej mam, czasami  z niego korzystam, ostatnio opublikowałam nawet parę wpisów, ale staram się ograniczać zaglądanie tam, bo to straszny pożeracz czasu i odmóżdżacz.

Dawno temu, niestety jeszcze w czasach analogowych prowadziłam pamiętnik. Miałam taki duży kalendarz formatu prawie A4 i codziennie w nim pisałam, co się wydarzyło, co mnie spotkało itd. Któregoś dnia, gdy byłam chora, pamiętam, że byłam na chorobowym i leżałam w domu z gorączką,  wzięłam dużą plastikową miskę, żeby nie naśmiecić i podarłam do niej ten pamiętnik. Podarłam na strzępy, skrawki i okruchy, tak żeby nie dało się tego w żaden sposób odtworzyć. Co mi strzeliło wtedy do łba, nie wiem, ale tak zrobiłam. Po czasie żałuję tego, ehhh…

Teraz czuwał nade mną osobisty anioł stróż. Blog zostaje w sieci na co najmniej rok nawet, jak nie będę nic pisać, niech sobie będzie.

Głupio by było to wszystko, co tu jest stracić jedną nierozważną decyzją podjętą pod wpływem chwili w niekoniecznie dobrym momencie. Jednak kawał mojego hafciarskiego życia został tu opisany, poznałam dzięki blogowi wiele fajnych dziewczyn. I tak sobie myślą, że w sumie to warto by było do tego blogowania wrócić, bo mi to pisanie/gadanie sprawiało kiedyś dużą radość. Czy ktoś przeczyta to, co napiszę, nie jest ważne, dla mnie ważne są moje wspomnienia.

Ale nie o tym miało być, znowu się rozgadałam nie na temat, miało być o kartkowaniu.

Od lat się zachwycam kartkami, które tworzycie, które można zobaczyć w sieci. Nie raz i nie dwa śliniłam się do monitora na widok Waszych prac, jak dziecko do wystawy z cukierkami, ale jednocześnie zarzekałam się, jak żaba błota, że to nie dla mnie, nie potrafię, nie umiem, pozostanę przy oglądaniu, nie będę się w to bawić. Było wiele argumentów, dlaczego nie mogę, nie chcę, nie będę kartek robić.

A potem nadszedł pamiętny dzień i popełniłam swoje pierwsze kartki w życiu.

To było prawie pięć lat temu….

Wiem, bo napisałam o tym post ;-)

Powstały wtedy takie o to kartki.

Uśmiałam się, jak czytałam sobie, ile mnie zdrowia kosztowało zrobienie tych kartek. Jakby ktoś chciał poczytać, to jest to TEN post. Wtedy to napisałam, że nie wykluczam, że połknęłam bakcyla kartkowego, że może kiedyś nadejdzie ten dzień, że coś jeszcze popełnię na polu kartkowym.

W międzyczasie dostałam od Asi/brodziszka z bloga Od haftu do haftu przesyłkę, w której były m.in takie cudne przydasie kartkowe.

Kartkowymi skarbami obdarowała mnie też Basia (niezabudka84)

A potem dostałam mega wypaśną paczkę od Uli  i Violi, w której były też kartkowe przydasie w ilości zastraszającej.

Papierów całe mnóstwo, bazy do kartek, tagi, kolorowe taśmy i inne inszości.

Po otrzymaniu tej paczki napisałam: „Nie mam wyjścia, muszę w końcu zacząć na serio robić kartki. Obiecuję z ręką na sercu, że zrobię użytek z tych wszystkich papierów. Może jeszcze nie teraz, może za chwilę, ale zamierzam zacząć robić kartki”.

Asiu, Basiu, Ulu i Violu dziękuje z całego serca za wasze dary :-)

Długo dojrzewam do pewnych decyzji, bo minęły aż 4 lata od napisania tych słów. Nadszedł jednak dzień, w którym w końcu postanowiłam odkopać zachomikowane zapasy i zrobić z nich użytek. Połknięty kiedyś bakcyl zaczął dawać objawy choroby, a katalizatorem stała się zabawa ogłoszona przez Ulę na jej drugim blogu.

Ula zaproponowała całoroczną zabawę kartkową i w styczniu mają być kartki zrobione wg poniższej mapki.

I wiecie co? Coś we mnie w środku powiedziało, spróbuj, może dasz radę, może to będzie fajna zabawa!

Dodatkowo ta mapka. Mnie w to graj, bo jest to dla mnie bardzo duże ułatwienie. Przynajmniej mniej więcej będę wiedzieć czym się kierować, jak stworzyć kompozycję, bo nie ukrywam, jest to dla mnie duże wyzwanie poskładać wszystko do kupy. Kurza twarz, dopiero teraz doczytałam, że mają być jeszcze inne wytyczne typu bingo, ptaszek itd.! Oj nie wiem, nie wiem, trochę mnie to zestresowało.

Wyciągnęłam, co miałam i zaczęłam dumać, jak ugryźć tę mapkę. Po raz kolejny uśmiechnęłam się do Ilonki – koleżanki z pracy, która pożyczyła mi takie fajne dziurkacze, obdarowała drewnianymi gwiazdkami i udzieliła kilku wskazówek.

Zaopatrzona w potrzebne narzędzia zabrałam się do pracy. Dumać w sumie nie dumałam długo, poszłam na żywioł. Sam proces klejenia przebiegł dość sprawnie i prawie bezboleśnie w porównaniu do pierwszych doświadczeń kartkowych. Ponieważ wzięcie udziału w tej zabawie to był impuls i działanie pod wpływem chwili, moja kartka nie zawiera haftu. Nie byłam na to kompletnie przygotowana, zrobiłam kartkę z tego, co miałam pod ręką.

Tak wygląda moja pierwsza kartkowa interpretacja mapki Uli.

Haftu nie ma, ale postanowiłam wykorzystać inny produkt rąk własnych i nakleiłam jedną z szydełkowych śnieżynek, które wiszą u nas na choince.

Dla mnie na tej kartce robotę robi cudowna tłoczona baza, którą dostałam w paczce od Uli i Violi.

Nie miałam żadnego „profesjonalnego” napisu, tusz w drukarce wysechł był na kamień, był dzień wolny, więc napis zrobiłam ręcznie, bo przecież napis być musiał.

Kartka jest prosta, skromna, przy kartkach, które tworzycie, wygląda może jak uboga krewna, ale jest moja, uczyniona własnym ręcami i bardzo mi się podoba.

Cała szczęśliwa poleciałam pokazać Kochanieńkiemu, co uczyniłam i tym razem była pochwała, żadnych zbędnych komentarzy o ograch ;-)

A potem była niedziela i poszliśmy pod Młyn.

Dzień był brzydki, ludzi i wystawców niewielu, niepocieszeni bez żadnych skarbów wracaliśmy do domu, a tam przy wyjściu u znajomego sprzedawcy czekało na mnie na kartonach takie coś.

Uwierzycie w taki zbieg okoliczności?

Aż mi się oczy zaświecił.

Darek powiedział, że chce całe 20 zł za tę gilotynę, więc bez targowania dałam mu te dwie dychy (szczerze to wstyd byłoby się targować ;-)) i cała szczęśliwa wróciłam do domu.

Czyż nie był to znak dany z góry, że należy bawić się w kartkowanie z Ulą?!

Ja tak potraktowałam ten zakup.

A skoro miałam już czym ciąć, trzeba było zrobić następną kartkę, żeby sprawdzić, czy gilotyna dobrze tnie.

Doszłam do wniosku, że brakuje mi jeszcze paru rzeczy. Kupiłam aluminiową linijkę, bo plastikowe, co miałam w domu, pocięłam okrutnie, bloczek z wiankami do wycinania i uczyniłam kolejną kartkę.

Tym razem taką.

Starałam się bardzo stworzyć jakąś kompozycję przestrzenną, nie jestem pewna, czy mi to do końca wyszło, ale się starałam. Nie wiem, czy tak się wycina te elementy, czy są na to jakieś zasady, zrobiłam tak, jak mi się wydawało, że będzie dobrze.

Niestety napisów dalej nie ogarnęłam i ten też jest ręcznie pisany. Mazakiem do CD, który ma milion lat i już nie dycha ze starości. Kto w dzisiejszych czasach jeszcze robi kopie na CD i je opisuje?? Chociaż nie, kłamię. Kupiłam ten mazak, żeby pisać numery mulin na bobinkach. Nie było to co prawda dziesiątki lat temu, ale jednak dawno było.

Tak mi się spodobało to kartkowanie, że z rozpędu zrobiłam jeszcze trzecią kartkę.

Choinkę i to zielone tło wycięłam z torebki na prezenty. Podobała mi się ona od dawna i w sumie to od zawsze miałam taki pomysł na nadanie jej drugiego życia. Nidy nie mówiłam tego jednak głośno ;-)

Gwiazdki drewniane od Ilonki, a te błyszczące wycięte dziurkaczem też od niej.

Napis też „oczywiście” ręczny, ale tu „zaszalałam” i spróbowałam wyciąć rogi na okrągło dziurkaczem brzegowym. Nie do końca mi to wyszło, ale wybaczcie, dopiero raczkuję w kartkowaniu.

Zaliczyłam jeszcze jedną, a w sumie dwie identyczne małe wtopy z tymi kartkami. Papier do bazy przykleiłam klejem w sztyfcie, który znalazłam w szufladzie. Skąd go miałam, ile on miał lat, nie mam pojęcia. Teraz wiem, że był stary i poszedł do kosza, bo warstwy mi się nie skleiły, tylko po czasie rozlazły. Postanowiłam to naprawić taśmą dwustronną i niestety na obu kartkach przykleiłam papier do bazy ździebko krzywo. Oderwać i poprawić bez strat już się niestety nie dało.  Wasze wprawne oko pewnie to zobaczy, szat z tego powodu jednak nie będę rozdzierać ;-)

Potem była sesja zdjęciowa kartek, także w plenerze, a co, nie da się? Da się?

Kochanieńki się ze mnie śmiał, ile zdjęć można zrobić trzem kartkom. Powiem Wam, że dużo, bardzo dużo. Mnie się udało cyknąć „tylko” z półtorej setki, choć nie było to łatwe, bo te kartki są płaskie i mają w zasadzie tylko dwa wymiary.  Nie bójcie się, nie będzie teraz dziesiątek zdjęć kartek, będzie ich tylko kilka, bo w sumie nie wszystkie mi wyszły, a i plener miałam ograniczony do naszego małego ogródka.  Nic na to nie poradzę, że lubię robić zdjęcia moim pracom. Nie są one artystyczne, z ładnymi kompozycjami, gadżetami, ale lubię to cykanie i nie zamierzam się powstrzymywać. Kto chce, niech ogląda, kto nie chce, niech nie ogląda, do niczego nie zmuszam. Za ilość zdjęć umieszczanych na własnym blogu nie zamierzam przepraszać ;-)

I jeszcze zdjęcia z gadżetami świątecznymi zdobytymi pod Młynem.

Powiem Wam, że strasznie mi się to kartkowanie spodobało i zamierzam się bawić z Ulą dalej.

Na jak długo wystarczy mi zapału, czasu i zdrowia życie pokaże. Moje kartki są proste, nieskomplikowane i przy takich raczej pozostanę. Chciałabym, tylko żeby miały one jakieś hafty w przyszłości. Wiem, że nie dam rady tworzyć skomplikowanych wielowarstwowych kartek, jakie Wy tworzycie, z kwiatami, z maskami, mediami czy jak to się fachowo nazywa. Brakuje mi na to kreatywności i chyba przede wszystkim ochoty. Ja prosta baba jestem, takie bogate kompozycje mi się podobają bardzo u innych, ale sama wolę proste formy.

Potrzebuję dokupić sobie jednak jakieś papiery, bazy, tekturki, ogarnąć napisy. Pewnie kupię sobie też taki dziurkacz do zaokrąglania brzegów, bo mi się bardzo spodobał. Pozostałych, pożyczonych przez Ilonkę, nie miałam jeszcze okazji wykorzystać, ale wszystko przede mną.

Myślę też o takim patencie/cyrklu do wycinania kółek, ale nie wiem, czy warto w to inwestować. Ula mi kiedyś napisała, że hafty najlepiej oprawiać w okienko, że są takie gotowe bazy. Takie bazy nawet mam, ale chciałabym na nie nakleić jakiś ładny papier, a to wymaga odpowiedniego docięcia. Dlatego myślę o tym cyrklu.

Od kilku dni oglądam różne sklepy, strony, blogi, YT, po nocy śnią mi się cudowne papiery i nie wiem, gdzie i co zamówić, na co się zdecydować. Jest tego taka ilość, że oszaleć można z nadmiaru szczęścia. Nie zdawałam sobie sprawy, że istnieje tak ogromny biznes okołokartkowy.

Help!

Może jakieś dobre rady, od czego zacząć, żeby nie wydać miliona monet i nie zbankrutować, bo już zdążyłam się zorientować, że to bardzo drogi sport i studnia bez dna? Nie zamierzam kartek sprzedawać, żyć z tego, zamierzam je robić dla siebie i dla znajomych. To ma być przyjemność z wysłania dziewczynom własnoręcznie zrobionych kartek na święta, bo wiele dostałam, a wstyd się przyznać się nie zrewanżowałam. Chcę w tym roku nadrobić zaległości. I raczej pozostanę w klimatach bożonarodzeniowych i może wielkanocnych. Najchętniej zrobiłabym zamówienie na Allegro, bo mam tam darmowe punkty do wykorzystania.

Będę wdzięczna za każdą dobrą radę. Z góry dziękuję :)

Ula, bardzo, bardzo dziękuję za inspirację i motywacjdo spróbowania czegoś nowego ;-)