Grudniowe love

czyli Choinka 2020 11/12 – finał roku

Co by tu powiedzieć, żeby nie skłamać? Dawno mnie tu nie było, bardzo dawno. Prawie zapomniałam, jak się pisze posty. Z wyszywaniem też mi nie bardzo było po drodze, a jak nie wyszywałam, to i pisać nie bardzo było o czym. Czy tęskniłam za tym?

I tak, i nie.

To nie był dla mnie dobry rok. To był rok zły prawie pod każdym względem.

Stres mnie zjadł, zdrowie się skończyło, dużo rzeczy się popieprzyło, a ja popadłam w jakiś marazm, otępienie i nicnierobienie. Masakryczna masakra. Na szczęście Kochanieńki czuwał nade mną i nie pozwolił mi spalić się na popiół.

Powoli zaczynam wychodzić na prostą, ale z wyszywaniem mi już tak nie idzie, jak wcześniej. Widzę i czuję, że się starzeję, że brakuje mi cierpliwości do pewnych rzeczy, ręce robią się niezgrabne i mam coraz większe problemy ze wzrokiem. SKS, a ja nawet jeszcze 50 lat nie mam!

Najbardziej mi smutno, że w tym roku dałam ciała w Kasinej zabawie choinkowej. W jednym miesiącu nie pokazałam nic, a w listopadzie była stara praca, którą wyciągnęłam z szuflady, żeby tylko coś było. I pokazałam ją tylko na Instagramie, bo na blog nie starczyło mi już siły.

Ale nie ma co narzekać, nic to nie zmieni. Trzeba pokazać, co przygotowałam w grudniu, a grudzień kończę z przytupem na osiem kopyt.

Dzisiaj pokażę Wam pewną parę.

Na początku powstał On. Roman. Byk Roman.

Potem powstawała Ona. Mała Miss Byka Romana.

Byka zaczęłam wyszywać zaraz po Wszystkich Świętych z zamiarem pokazania w listopadzie, ale jak wyszło, wiadomo. Nie da się ukryć, że te wszystkie dziwne ściegi, przeplatanki, ściegi rococo to było dla mnie mega wyzwanie.

Napociłam się, naklęłam, sfrustrowałam, aż odkryłam, gdzie popełniam błąd. Za mocno nakręcałam nitkę na igłę i coś, co na filmiku na YT zajmowało kobiecie jakieś 24 s, u mnie trwało dobrych 12 minut. Po odkryciu „sekretu” poszło mi z tym rococo już całkiem prosto, ale zdecydowanie nie jest to mój ulubiony ścieg.

Ja nie dość, że ślepa, łapki mikre, trzeba je wypchać, to jeszcze wymyśliłam zszywanie żyłką, której nie widać. Fakt, po zszyciu nie widać, gdzie jest szew, ale w trakcie szycia kompletnie nie widać, gdzie jest nitka.

Ciężko było, ale dałam radę. Prawie za pięć dwunasta w Nowy Rok, ale zdążyłam.

Panie, Panowie, oto mój obecny Ukochany.

Roman, Byk Roman.

Prawda, że przystojny z niego jegomość?

Nie dość, że przystojny i piękny, to jeszcze święcie przekonany o tej swojej piękności i przystojności. Te przymknięte powieki, ten wzrok, tyłeczek, fryzura. Boski jestem. Ehh….

Prawdziwy Król z niego.

On wie, że każda laska w stadzie może być jego, ale Roman nie spojrzy na byle kogo, on może mieć u swojego boku tylko Miss Stada.

Panie Panowie oto Mała Miss.

Świeżo wybrana i koronowana na Miss zagrody, ze złotą szarfą i naręczem kwiatów.

Śliczna panna z niej.

Te wymiona (dla niezorientowanych  – krowie cycki) są boskie i bardzo realistyczne.

Czyż oni nie są dla siebie stworzeni? Czujecie tę love?

Jak dla mnie idealnie dobrana para.

Autorką wzorów jest Irina – ta od Trójgłowego Króla Myszy, Dziadka do Orzechów, Panienki Klary, trzech Świnek i Zajączków. Dla mnie jej wzory są genialne, opracowane w najmniejszych szczegółach, realistyczne. Cudowne :)

To ogromna przyjemność haftować jej wzory, a potem cieszyć oczy widząc zawieszki powieszone na choince. Roman i Miss nie mają jak na razie sesji na domowej choince, gdyż jesteśmy akurat wyjechani na Sylwestra, którego spędzamy u znajomych w górach.

Nie ma śniegu, jest błoto po kolana, ale nam to nie przeszkadza. Jest fantastycznie, pięknie i klimatycznie.

Grudniowa zakochana para leci do ostatniego w tym roku odcinaka zabawy u Kasi.

A tu kolaż wszystkich moich tegorocznych prac, które powstały w ramach tej zabawy.

Edit!

Kolaż został zaktualizowany, gdyż odkryłam na poprzednim brak jeden pracy – bombki w kolorowe kotki.

Nie spisałam się, jak spisać się chciałam, ale mówi się trudno. Kasia kontynuuje zabawę w przyszłym roku, z czego niezmiernie się cieszę. Wzorów mam kupionych chyba już na cały rok. Nic tylko wyszywać. Nie wiem jednak, jak to będzie, czy uda mi się regularnie publikować posty na blogu co miesiąc. Najwyżej będę wrzucać na Instagram, ale przyznam szczerze, trochę mi brakuje tego mojego blogowego gadania. Zobaczymy, jak będzie. Teraz muszę tylko wybrać coś na styczeń.

Ale zanim to nastąpi, pokażę Wam jeszcze tegoroczną choinkę.

Zaszalałam. Choinkę ubraliśmy już 10 grudnia – jeszcze wcześniej niż rok temu.

Nie obyło się bez „awantury”. Dostałam bana na kupowanie większych choinek. No nie da się ukryć, że nasz „duży” pokój nie nadaje się na trzymanie w nim takiego dużego drzewa. Jest ciasno, potykamy się o własne nogi, a do tego jeszcze kot wprowadził nam się do domu na zimę. Gdy jest ciepło, przychodzi tylko się na jeść, gdy zaczyna być zimno w dupkę, nie da się jej z domu wyrzucić. I najgorsze, że okupowała mój fotel do wyszywania. Żeby w domu nie było kłótni między babami, Kochanieńki wstawił jej dodatkowe krzesło.

Śpi sobie więc kotek koło grzejnika i choinki, którą ma w absolutnym tyle i się nią nie interesuje, a my mamy w salonie jeszcze mniej miejsca do życia. Mamy za to choinkę.

Tu choinka po wprowadzeniu do domu, jeszcze nieubrana, ale już widać, że będzie duża.

Tu tylko w moich hafowanych zawieszkach.

Jak dla mnie to Kasina zabawa musi jeszcze z 10 lat potrwać, żebym osiągnęła zadowalające mnie zagęszczenie ozdóbków. Bo jak to ja wieszam na każdej możliwej gałązce, wszystko, co mam. A mam tego dużo.

Powiem Wam tak.

Cudna jest ta moja choinka, a ja w żaden sposób nie potrafię zrobić jej ładnego zdjęcia. No nie da się i już.

 

Kochani, którzy tu może jeszcze do mnie zaglądacie, życzę Wam, żeby ten Nowy Rok przyniósł nam powrót do normalności. Żeby świat znowu wyglądał tak, jak kiedyś, żeby człowiek nie bał się człowieka. Mało stresu i dużo zdrowia, pięknych prac, natchnienia, spełnienia marzeń niespełnionych Wam życzę. Niech wróci normalność.