Syn Mysibaby

czyli Choinka 2020 7/12 

Walczyłam ze smokiem. Z trzygłowym smokiem. Walka była długa i zażarta, lała się krew, lały się łzy, łamały się miecze, ale zwyciężałam.

Pokonałam smoka.

Wróć. To nie ta bajka.

Walczyłam ze złym Królem. Z trzygłowym Królem Myszy, okrutnym synem Mysibaby.

Zwyciężyłam, choć łatwo nie było.

Pamiętacie cudnej urody Panienkę Klarę i jej mało urodziwego, wielkogłowego ukochanego Dziaka do orzechów?

Te dwie figurki powstały na podstawie wzorów Iryny. Do kompletu był jeszcze Król Myszy, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia, ale wykonanie, którego zostawiłam sobie na koniec. Gdy przyjrzałam się tutorialowi, jak poskładać myszora do kupy, stwierdziłam, że łatwo nie będzie, wręcz może być to najtrudniejsze wyzwanie, z którym przyjdzie mi się zmierzyć. Trzeba do tego wyzwania dojrzeć mentalnie, a wcześniej zgromadzić potrzebne akcesoria i ozdóbki, bo Król, jak to Król musi mieć odpowiednie oznaki swej królewskiej władzy. Zamówiłam więc w dalekim kraju odpowiednie nakrycia królewskiej głowy i zaczęło się czekanie na dostawę.

Potem zamknęli nam świat na cztery spusty. Wszystko stanęło.

Myślałam, że świecidełka nigdy nie dotrą, na szczęście przybyły w stanie nienaruszonym.

Potem znowu czekałam nie wiadomo na co, aż któregoś wieczoru stwierdziłam, że wystarczająco skruszałam do kolejnego wyzwania i wyciągnęłam z szuflady odpowiednie akcesoria do wyszywania.

Najpierw powstały kolorowe paski, które robią za królewskie porcięta. Trochę przekombinowałam, bo stwierdziłam, że paski łatwiej mi się będzie wyszywało w poziomie niż w pionie. Niestety nie wpadłam na to, że po obróceniu do pionu krzyżyki będą nie w tę stronę, co trzeba.

Potem przyszła pora na głowy. Trzy głowy.

Każda facjata spogląda w inną stronę. Oczopląsu dostać można.

Krzyżyków we wzorze nie jest dużo, w sumie jest ich niewiele. Robotę robi tu len Belfast w odpowiednim mysim kolorze (granitowy 3609/7025). Ich wyszycie zajęło niewiele czasu. Potem nie było już tak miło i przyjemnie.

Nadeszła pora na moje pierwsze w życiu „rococo”.

Jak to napisałam na Insta spociłam się przy tym ściegu jak mysz. Kochanieńki zawsze powtarza mi, że do wszystkiego jest odpowiednie narzędzie i nie da się wszystkiego zrobić nożem, bo ja, jak prawdziwa kobieta mam jeden nóż i używam go do różnych, niekoniecznie kuchennych prac. Tu takim nożem do wszystkiego była tępa igła do wyszywania krzyżykami. No za Chiny Ludowe nie było to odpowiednie narzędzie do tego typu ściegu. Powinnam użyć chyba długiej, ostrej i prostej na całej długości igły, ale takowej nie posiadałam. Męczyłam się więc z nieodpowiednim narzędziem strasznie, nitki mi się rozwijały, igła nie chciała się dać przeciągnąć. Złamałam nie wiedzieć, w jaki sposób trzy igły kręcąc to rococo.

Totalna masakara.

Na filmikach na YouTube wszystko wygląda łatwo i nieskomplikowanie. YouTube to taka nowoczesna telewizja, a telewizja kłamie, nie wierzcie w to, co widzicie na ekranie! Wcale nie jest to łatwe i przyjemne. Jak się do tego jeszcze nie czyta instrukcji i używa zbyt dużej ilości nitek, to jest jeszcze trudniej. Łapki robiłam chyba cztery wieczory, ale zrobiłam.

Wyszły OKROPNE.

Bardzo realistyczne. Paskudne. Mysie.

Fuj:)

Etapu składania poszczególnych części nie uwieczniłam niestety na zdjęciach, bo byłam tak zła i zestresowana, że nie myślałam wcale o fotorelacji. Pozszywałam jakoś trzy pary maciupeńkich uszu, pozszywałam trzy głowy, doszyłam uszy do głów w odpowiednie miejsca. Obiektywnie nie było to wcale takie straszne, jak się spodziewałam, że być może.

A potem przyszła pora na pozszywanie tułowia.

I tu zaliczyłam WIELKĄ wtopę.

Mało nie amputowałam Królowi stóp, bo zamiast przeczytać albo chociaż obejrzeć zdjęcia w instrukcji (a instrukcja jest bardzo czytelna, dokładna i wszystko jest w niej po kolei wyjaśnione, co zrobić i jak to zrobić) zrobiłam po swojemu, tak jak mi się wydawało, że będzie dobrze. Nie było ani trochę dobrze, bo mysie stopy prawie rozpadły mi się na części. Aż się poryczałam ze złości nad własną głupotą i prawie wywaliłam Króla do kosza. Nie wiem jak, ale udało mi się uratować mysie nogi. Można powiedzieć, że dokonałam cudownej transplantacji przy pomocy igły, nitki i magicznego kleju Magic.

Nagi Mysi Król stanął na własnych łapach.

W koronie, ale nagi. Za to z ogonem.

Wstyd! Trzeba Króla przyodziać, nowe szaty potrzebne.

Zaczęło się kolejne kombinowanie. Iryna przewidziała zrobienie królewskich szat z czerwonego i białego filcu. Biały filc w domu miałam tylko bardzo sztywny. Wybrałam się nawet specjalnie do miasta w poszukiwaniu gronostajowego futra, ale albo nic nie było, albo było już zamknięte.

Trzeba było więc wykorzystać domowe zapasy. Powstały trzy wersje królewskich szat, które wylądowały w kuble, bo nie podobały mi się one ani trochę. Uwieczniłam na zdjęciu tylko jedną, prototypową wersję. Ta korona na plecach, monogram, złote łańcuchy niekoniecznie dobrze mi się kojarzą.

Cóż, nie było to, co bym chciała, żeby było. Nagi Król przez ponad dwa tygodnie stał na stole, jak wyrzut sumienia świecąc gołą klatą, aż którejś soboty stwierdziłam, że nie ma co za bardzo udziwniać i kombinować i uszyłam mu w końcu elegancki płaszcz.

Prosty w kroju, bez zbędnych udziwnień :) Czerwony filc, puchata biała nitka do robienia much na ryby w roli gronostajowego futra i czarne koraliki, jako ozdoba. Mogło być bardziej „na bogato”, ale brakło mi już siły i pomysłów.

Kochanieńki stwierdził, że Król poza koroną/koronami powinien mieć jeszcze jakieś inne oznaki swej królewskiej władzy nad mysim światem i kazał mu berło dorobić. Przejrzałam więc zgromadzone po szufladach skarby i zrobiłam takie oto berło. Muszę przyznać, że podoba mi się ono bardzo.

Iryna zadbała we wzorze o najmniejsze szczegóły. Jestem absolutnie zachwycona jej pomysłami i ogromną dbałością o realne odtworzenie postaci myszy. Ząbki z koralików, z większego koralika nos, mysie wąsy u mnie akurat z żyłki z drucikiem w środku.

No i oczywiście korony, prawdziwe złote korony! Cóś pięknego!

Panie, Panowie!

Oto ON Jego Wysokość Trzygłowy Król Myszy, syn Mysibaby, straszny przeciwnik Dziadka do orzechów.

Cudny prawda?

Próbowałam Króla podetknąć Dziadówce do schrupania. Nawet się oblizała, widząc tak smakowity kąsek, ale wybrała oczywiście miskę pełną surowego mięska. A jak się już najadła, to mysiego Króla nawet nie zauważała. Taki to pożytek z tego kota.

To teraz kilka spamowych zdjęć cudownego myszora, bo przecież musiałam go obfocić z każdej strony.

Tak prezentuje się cudowna trójca bohaterów bajki „Dziadek do orzechów” wg wzorów Iryny.

Moim zdaniem te wzory są mega, są absolutnie zachwycające, uwielbiam je. Jestem w nich zakochana. Są dopracowane w najmniejszych szczegółach, bardzo „realistyczne” wymagają nauczenia się nowych ściegów, ale obiektywnie nie są takie trudne do zrobienia (oczywiście jak się czyta instrukcje i robi wszystko zgodnie ze sztuką, a nie idzie na skróty, jak ja mam to w zwyczaju robić). W sumie to nie mogę się doczekać, co Iryna wymyśli nowego na choinkę. Znając ją, będzie to znowu jakieś cudeńko. Wzory Iryny możecie kupić na Etsy. Instrukcje wykonania są w tej chwili dostępne w języku angielskim, ale czasami z samych zdjęć można wywnioskować, co należy zrobić. Gorąco polecam!

Okrutnego trzygłowego Króla Myszy zgłaszam do sierpniowego odcinka zabawy Choinka 2020 u Kasi.

W poprzednim miesiącu udało mi się zdążyć z pracą na wyzwanie, napisać post, ale zapomniałam go podlinkować na blogu u Kasi :( Taka ze mnie sierota. Na szczęście Kasia umieściła moją pracę w lipcowej galerii. Zobaczcie jakie wspaniałe prace dziewczyny zrobiły w lipcu!

P.S.

W przyszłym miesiącu będzie dziewczyna. Będę szyła kieckę. Może znowu być ciężko :)