Wyspa miłości i wiecznej szczęśliwości

czyli Kapitan Biedronka dotarł do celu

Płynie łódź moja wzburzonym morzem,

brzegu nie widać, wiatr w żagle wieje,

inny by pewnie już stracił głowę,

ja się tylko śmieję!

Śpiewa sobie radośnie pod nosem dzielny Kapitan Biedronka, przemierzając wzburzone morza i oceany. Na horyzoncie widać już ląd, do którego zmierza.

Początek tej podróży miał miejsce chyba w lutym zeszłego roku. Wtedy to znalazłam wzór pewnej cudownej wyspy, który chwycił mnie za serce i puścić nie chciał, a w mej głowie zakiełkowała myśl, że trzeba sprawić sobie taką osobistą wyspę. Bilet na rejs (czytaj wzór) kupiłam w sierpniu zeszłego roku. Leżał sobie ten wzorek na dysku wśród wielu innych i czekał, aż nadejdzie dzień, kiedy dojrzeję do jego wyszycia.

Trochę to trwało, bo dumałam, a dumać i roztrząsać sprawy oczywiste, to ja mogę długo.

Po pierwsze primo dumałam, na jakim materiale wyszyć obrazek. Wiedziałam, że chcę, żeby to było coś w kolorze niebieskim, błękitnym, morskim bądź szarym, ale długo wahałam się między Belfastem, Murano i lnem obrazkowym od Permin of Copenhagen. A że z decyzją odnośnie wyboru koloru jest u mnie ciężko, trwało to kilka miesięcy. Zdecydowałam się w końcu na Murano Lugana 32 ct w kolorze błękitnym nr 503.

Po drugie primo wzór, który kupiłam miał poza wersją pdf, również wersję xsd na aplikacje Saga. Od dłuższego czasu zastanawiałam się nad kupieniem tej aplikacji, bo czytałam o niej same bardzo dobre rzeczy. Uwielbiam wyszywać z telefonu, tabletu, a szczerze nie cierpię wzorów papierowych. Meczą mnie, już ich nie ogarniam. Wyszywam teraz bez okularów, bo w okularach nie widzę dobrze materiału, a z daleka znowu nie widzę wzoru na papierze. Telefon jestem sobie w stanie podetknąć pod sam nos i maksymalnie powiększyć wzór i nie mam wtedy problemów z widzeniem jednocześnie tamborka i wzoru. Do tego najczęściej kupuję wzory u dziewczyn zza wschodniej granicy, a one zaczynają w tzw. standardzie udostępniać pliki także w wersji na Sagę. Akurat tak się zdarzyło, że była jakaś promocja i kupiłam aplikację za jakieś +/- 50 zł.

Materiał kupiony, wzór załadowany, nitki przygotowane na sorterze od Dubko (moim ulubionym), można zaczynać rejs.

I tu kolejna nowość. Postanowiłam w końcu spróbować wyszywać z siatką zrobioną za pomocą nici monofilowej, o której nie raz i nie dwa pisała Chaga. Zrobiłam sobie siatkę na fragmencie materiału, w trochę inny sposób, niż to robi Agnieszka, szyjąc nitki w pionie i poziomie po 5 krzyżyków.

Przyznam, zdziwiłam się trochę, gdy przeglądając zdjęcia zobaczyłam, że zaczęłam wyszywać w styczniu, gdy w domu stała jeszcze choinka.

Na początku nie bardzo wiedziałam, o co chodzi w Sadze i traktowałam wzór, jak zwykłego pdf, ale z czasem odkrywałam coraz to nowe funkcje, a mój zachwyt nad tym programem rósł, rósł, rósł, aż doszłam do tego momentu, że nie chciałabym już nigdy wyszywać przy pomocy niczego innego niż Saga. Aplikacja jest moim zdaniem rewelacyjna, zwłaszcza do dużych prac, które akurat mi już nie grożą. Bardzo żałuję, że nie można do niej załadować zwykłych pdf czy jpg, że wymaga wzorów w formacie xsd. Wiadomo da się, to zrobić, można dokonać konwersji z pdf na xsd, ale to wymaga czasu i umiejętności, których jeszcze nie posiadam. Żałuję też bardzo, że producenci gotowych zestawów nie dają możliwości ściągnięcia sobie wersji elektronicznej wzoru po zakupie oryginalnego zestawu. Na przykład, gdy kupuje się niektóre płyty winylowe, dołączony jest kupon z kodem, umożliwiającym ściągniecie muzyki w postaci mp3, gdyby ktoś miał ochotę na taką wersję ulubionej muzyki. Tu tego nie ma i pewnie nie będzie, bo piractwo wśród braci hafciarskiej jest niestety powszechne i akceptowane i takie wzory pewnie nagminnie pojawiałby się w sieci. Szkoda, bardzo szkoda.

I tak sobie dzień za dniem stawiałam kolejne krzyżyki korzystając z dobrodziejstw nowej appki.

Wzór jest bardzo prosty ani trochę nieskomplikowany czy upierdliwy w wyszywaniu. 29 czystych kolorów muliny DMC, żadnych blend, trochę półkrzyżyków wyszywanych jedną i dwoma nitkami muliny, trochę 3/4 krzyżyków. Bez zbędnej sieczki, zmiany co dwa krzyżyki koloru muliny, choć zdarzały się do wyszycia i dwa krzyżyki w dziwnym kolorze. Ale każdy taki „pojedynczy” krzyżyk jest w tym wzorze akurat po coś, ma wielkie znaczenie. Tu cztery czerwone, tam dwa niebieskie. Niby dziwnie niepasujące, a jednak po coś zaprojektowane.

Wyszywało się wprost bajecznie. Lubię Murano, bo nitka sama się na nim szyje. Lubię proste nieskomplikowane wzory, choć lubię też wyzwania, ale akurat takiego, a nie innego wzoru potrzebowałam w tym czasie, gdy haft powstawał.

Potem zamknęli nam świat i nadeszły najdziwniejsze Święta Wielkanocne, jakie przyszło nam przeżyć do tej pory. Z dala od najbliższych, zamknięci w swoich domach, tak spędziliśmy z Kochanieńkim świąteczne popołudnie w Niedzielę Wielkanocną.

Niby było miło i przyjemnie, rozpoczęliśmy sezon na krótkie portki i bose stopy, ale wolałabym, żeby padał śnieg, było zimno, ale było normalnie, jak zawsze, z rodziną, pełną chatą.

I tak oto nie wiedzieć kiedy wyprodukowałam latarnię morską, jakieś domki, serduszko i dziwne góry na niebie.

Ładnie, ale jakoś nijako, niewiele widać, wszystko się zlewa. Niewiele widać, bo konturów brak. Robienie konturów zostawiam sobie zawsze na koniec. Lubię ten moment, gdy nic nie widać, a potem kilka kresek w kontrastowym kolorze i nagle wielkie zdziwienie i WOW, aż tyle widać.

Bo nie wiedzieć skąd nagle pojawiła się żaglówka, a nawet żaglówki trzy.

Pamiętacie te dwa niebieskie krzyżyki? To huśtawka! Uwielbiam huśtawki, fotele bujane, karuzele. Gdy tylko jest okazja się pohuśtać, a widać, że konstrukcja wytrzyma me zbędne dwa kilo, nie ma opcji, muszę się pokołysać!

I nagle czerwone serce okazało się cudnym balonem, sunącym wśród białych obłoków po błękitnym niebie.

Balonów jest więcej, pięknie i radośnie wyglądają pośród strzępiastych chmurek.

Pamiętacie te trzy ciemne krzyżyki wśród oliwkowo-różowo-białych krzyżyków? To czarny kot wlazł na kwitnące drzewo!

Domki nabrały kształtów, pojawiły się balkony. Wszystko ożyło.

Na zboczu zakwity rabaty pełne kwiatów zrobionych przy pomocy francuskich węzełków. Trochę ich było, ale supłały się same.

Okazało się, że latarnia stoi na solidnej podstawie z głazów, obok suszą się żagle(?), a cztery czerwone krzyżyki to koło ratunkowe, które można rzucić na pomoc ewentualnemu rozbitkowi płynącemu wpław ku brzegowi.

Po niebie fruwają mewy czy inne kormorany. Ich zrobienie było małym wyzwaniem, bo nie chciałam, żeby było widać przeciągnięcia nitki między poszczególnymi osobnikami. Każdy ptak wyszyty jest oddzielnie. Używałam ostrej cienkiej igły i pojedynczej nitki muliny. Gdzie była potrzeba dwa razy robiłam backstitch w tym samym miejscu, a mulinę zahaczałam od spodu o pojedynczą nitkę materiału. Wszyło całkiem fajnie.

Wyzwaniem były dla mnie półkrzyżyki, ale starałam się bardzo robić wszystko zgodnie ze sztuką. Odrobiłam lekcje Meri, choć jeszcze nie wyszło mi tak, jak bym chciała :)

Naprawdę kocham kontury w hafcie. Potrafią napsuć krwi, ale robią robotę i to baaardzo.

30 czerwca wszystko było gotowe. Tak mówi Saga :)

A potem stwierdziłam, że nie będę trzymać obrazka w szufladzie, że zbyt mi się podoba, jest zbyt śliczny i optymistyczny, żeby go nie powiesić na ścianie i nie cieszyć nim oczu na co dzień. Trzeba go oprawić. Tylko gdzie, tylko jak? Haft w bardzo niestandardowym rozmiarze, długi i chudy, gotowej ramki nie idzie znaleźć. Usługi oprawców haftów we Wrocławiu też mnie jakoś nie rzuciły na kolana. Ani razu nie było tak, że byłam w pełni zadowolona. Zawsze było coś, a fachowców odwiedziłam w mieście kilku. Dumałam, czytałam, doktoryzowałam się i doszłam do wniosku, że spróbuję wysłać do Fotkomu i Agnieszki Milaniak, którą bardzo wiele hafciarek poleca. Zapakowałam więc trzy hafty (tak trzy!!!) i wysłałam.

Agnieszce powiedziałam, że jeśli chodzi o ten morski hafcik, to chcę nieoczywiste pas-partu, może być kilkuwarstwowe, a w ogóle to zdaję się na Ciebie. I zdałam się całkowicie. Tak naprawdę nie wiedziałam do końca, co dostanę.

Ryzyk-fizyk.

Pewnie nie każdy by na to poszedł, ale że ja bywam kompletnie niezdecydowana, często nie wiem, czego chcę, mam problemy z podejmowaniem decyzji, stwierdziłam, że niewiele ryzykuję zrzucając to na kogoś innego :) W końcu przyszła wielka paka, a w niej trzy hafty oprawione w ramy, a każdy obrazek „podpisany”.

Bardzo mi się podoba ta osobista pieczątka Agnieszki :)

Chciałam nieoczywiste, kilkuwarstwowe pas-partu to mam!

To zewnętrzne z daleka wygląda jak nadmorski piasek, niestety na zdjęciach tego nie widać do końca.

A tak wygląda obrazek w całości.

Prawda, że cudownie??

Moim zdaniem oprawa dobrana jest idealnie. Jest genialna! Prosta rama i kilkuwarstwowe pas-partu, które robi robotę. Kojarzy mi się ono zarówno z bulajem na statku, jak i marynarskim kołnierzem. Pamiętacie marynarskie biało-granatowe kołnierze?

Jestem zachwycona!!! Wielkie brawa dla Agnieszki!!

Wiecie już jak wygląda kres niebezpiecznej podróży dzielnego Kapitana Biedronki. Wiecie, dokąd zmierzał, przez niebezpieczne wody morskie. Jak dla mnie dotarł do miejsca idealnego. Mogłabym się na taką wyspę miłości i wiecznej szczęśliwości przeprowadzić nawet jutro.

Dla mnie to miejsce emanuje spokojem i miłością. Jest piękne i romantyczne. Zamieszkałabym z Kochanieńkim i kotem w tym różowym domku, zniosłabym nawet to, że jest piętrowy, bo mając cztery poziomy do życia, marzę nieustająco i wciąż o parterowym małym domku. Spoglądałabym co dzień na ukwiecone pola i wiecznie kwitnące drzewa, podziwiałabym balony wolno sunące po niebieskim niebie, huśtałabym się codziennie, machając krótkimi nogami do nieba.

I żyła szczęśliwie i spokojnie. Naprawdę marzę o takiej samotnej, cichej, szczęśliwej oazie.

Wyszywanie tego obrazka to była ogromna przyjemność i radość. Dzięki temu, że wzór nie jest skomplikowany, kolory mulin są piękne, materiał dobrałam idealnie, haftowanie to  była czysta, absolutna radość, zachwyt nad każdym postawionym krzyżykiem. Bywa, że haft nie idzie, nitka się nie układa, kolory się mylą, wzór jest skomplikowany, wymaga bardzo dużego skupienia i uwagi, a wyszywanie to ciągła walka z oporną materią. Tu tego nie było. Tu było miło, przyjemnie, jakby nastrój tej wyspy udzielił się i mi. A na koniec jeszcze ta piękna oprawa.

Cudo!

Autorką wzorów Kapitana Biedronki, jak i tego haftu pod tytułem Wiosna na wyspie jest Olga Knyazeva, którą znajdziecie m.in. na Instagramie. Zajrzyjcie, może i Was coś zachwyci.

Mój morski obrazek postanowiłam zgłosić do dwóch zabaw.

Po pierwsze do #14 zabawy hafciarskiej na blogu u Uli – Morskie klimaty na blogu. Morski klimat bez dwóch zdań jest.

Nagrodą w tym wyzwaniu będzie bon o wartości 50 zł do wybranego przez zwycięzcę wyzwania sklepu.
Do wyboru Needle&Art lub Pasmanteria Haftix lub Igiełka MB. Dla osoby wyróżnionej nagrodę rzeczową przygotowała Viola, a jakie cuda robi Viola, wiedzą chyba wszyscy. Ja mam okazję być szczęśliwą posiadaczką dzieła jej zdolnych rączek, ale to zupełnie inna historia, na inny post.

Druga zabawa to konkurs sierpniowy na blogu Świry Rękodzieła, tym razem pod tytułem Kolory Marynarskie. Dzięki Agnieszce mój obrazek nabrał kolorów marynarskich i kojarzy mi się z marynarskim kołnierzem.

 

 

I jeszcze małe podsumowanie.

Kocham Sagę, polecam Sagę – przyspiesza bardzo, bardzo pracę, jest idealnym programem do wyszywania (fakt nie znam innych). Gdyby ktoś miał rozterki kupić czy nie kupić, z czystym sumieniem powiem kupić, ale ze świadomością, że obsługuje tylko wzory w xsd. Ale kto wie, co rusz są nowe aktualizacje, może któregoś pięknego dnia i pdf będzie można załadować do aplikacji.

Druga sprawa to wiem już, że siatka na materiale to jednak nie dla mnie. Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, ale z kolejnymi zdjęciami i postępem prac siatka zniknęła. Nie dość, że nie zrobiłam jej więcej, to jeszcze wyprułam to, co było zrobione. Lubię czysty materiał. Tak się nauczyłam i tak już zostanie. Denerwowały mnie te nitki, nie potrafiłam się w tym znaleźć i nawet udało mi się zgubić i pomylić. Musiałam potem trochę kombinować. Bez dwóch zdań taka siatka ułatwia wyszywanie, zwłaszcza gdy wyszywa się kolorami. Ja tak nie potrafię. Nie potrafię wyszyć danego koloru na dość dużym obszarze, bo krzyżyki, które nie „opierają się” o inne, wychodzą mi inaczej. Żeby było w miarę równo, muszę zapełniać w całości dany obszar, kolor za kolorem, krzyżyk za krzyżykiem. Gdy wyszywam takie porozrzucane krzyżyki, to te postawione najwcześniej jakoś tak wciskam, pod te stawiane później, wychodzi nieładnie i nierówno. Dodatkowo robienie siatki zajmuje dość sporo czasu. Pewnie potem pozwala to czas nadrobić, bo jednak traci się go na liczeniu nitek na lnie czy innym materiale typu evenweave, ale ja jednak lubię liczyć te pojedyncze niteczki.