Bose święta

Czyli szewc dalej bez butów

Może pamiętacie, a może nie, produkcję hafcików na bombki choinkowe rozpoczęłam już na początku wakacji. W lipcu pokazywałam Wam Mikołaje, które powstały z myślą waśnie o takich ozdobach. Cóż mamy prawie grudzień, a wygląda na to, że wszystko muszę zacząć od nowa. Plany planami, a życie życiem.

Plan był dobry. Trzeba zacząć „produkcję” wcześnie, żeby na grudzień wszystko było gotowe. Zaczęłam latem i konsekwentnie w międzyczasie wyszywałam małe, świąteczne motywy. Powstało parę, w sumie paręnaście niewielkich hafcików. Wszystkie wyszyłam na Aidzie (fuj, nie lubimy Aidy), ale jakoś tak najlepiej mi się ona sprawdza w produkcji bombek.

Powstał taki mały zbiór. Zdjęcia marne, ale lepszych już nie będzie.

Może trochę wymięte, ale hafcików nawet nie prasowałam, nie ma to sensu, bo i tak je moczę przed przyklejeniem, a potem w czasie naciągania wszystkie nierówności znikają. Nie da się ukryć, że w czasie klejenia bombek powstaje wokół mnie totalny bałagan. Tworzę chaos. I wszędzie są szpilki. Dużo szpilek. Szpilki to mi się po nocach śnią.

Pierwsze koty za płoty, czyli pierwsze szpilki wbite.

O moim sposobie na styropianowe ozdoby pisałam przy okazji pisanek. Jeżeli ktoś chce wiedzieć, jak to jest u mnie zrobione, polecam TEN i TEN wpis. W przypadku bombek materiał przyklejam od razu do styropianu. Nie jest to łatwa praca. Palce okrutnie bolą od naciągania materiału, a jeszcze bardziej od wbijania szpilek. Niestety nie potrafię pracować z naparstkiem i wszystko wbijam palcami. A było tego dużo, bardzo dużo. Na koniec to opuszki miałam całe pocięte i pokrwawione. Ale jak mam być ładnie trzeba trochę pocierpieć.

Tu pierwsze sztuki się sezonują – suszą na grzejniku.

Jak zawsze mogłam liczyć na pomoc koteczki. Lato się skończyło, zimno w dupkę, kot z kolan nie pozwala się zrzucić.

Klejenie, wyciąganie szpilek, pierwsze przymiarki tasiemek, kokardek.

A takie coś udało mi się wyprodukować. Pewnie dałoby się z tego zrobić z 10 postów, ale nie będę się rozdrabniać i Was zanudzać, temat załatwimy hurtowo.

Najpierw wspomniane mikołaje, bo te hafciki powstały na samym początku.

Ty i ja nieszczęsne koteczki dwa, które zaliczyły małe farbowanie w trakcie, już Wam pokazywałam. Na szczęście po wpadce nie pozostał ślad i gotowe bombki prezentują się tak.

Jak widać na tasiemkach, koronkach to ja nie oszczędzam :)

Pozostając w kocich klimatach jeszcze jeden kotek. Tym razem z gwiazdką z nieba. Dokładnie ten sam hafcik i podobna bombka powstała w zeszłym roku dla Pani Kot, ale tak mi się podobała, że stwierdziłam, że chcę taką dla siebie.

Teraz będzie Misieniek. Misieniek powstawał w trudnych warunkach. Prąd nam wyłączyli. W niedzielę, koło 21, w wielkim mieście!! Co było robić? Latarka i lecimy z koksem. Niestety nie dało się tak długo wyszywać.

Tak miś prezentował się po postawieniu ostatniej kreski,

a tak po wskoczeniu na bombkę.

Teraz będzie moim zdaniem najmniej udana bombka. Zaeksperymentowałam z kolorem i wyszło jak wyszło. Kolor oczywiście przekłamany, ale na żywo też nierewelacyjny. Kiedyś robiłam te łosie na granatowej kanwie i wyglądały zdecydowanie lepiej.

Teraz będą bombki z motywami świątecznymi Pani Veronique Enginger. Uwielbiam jej projekty. Są boskie. Parę krzyżyków, parę kresek i powstaje uroczy hafcik. Niestety sprofanowałam te hafciki popełniając je na Aidzie. Tak się nie godzi! One powinny powstawać tylko i wyłącznie na lnie. Powinien być zakaz wyszywania ich na kanwie!

Najpierw mała bombka z dwoma hafcikami.

Hafciki są z przodu i z tyłu bombki, bo bokach materiał w świąteczne motywy kupiony przy okazji wizyty w niebie, czyli zakupów u Edytki.

Tym razem duża bombka. Hafcik powstawał z pomocą koteczki.

Na specjalne życzenie Kochanieńkiego majstrowałam przy wzorze. Efekt marny. W oryginale na twarzach dzieci nie ma oczu i ust, ale Adam stwierdził, że muszę coś doszyć, bo takie straszne te dzieci bez twarzy. No i doszyłam. Coż…. Jak mam narysowane co mam wyszyć, wyszyje, jak mam sama wymyślić….

Przy mikołaju, który jest z drugiej strony bombki, już nie kombinowałam, żeby nie przedobrzyć.

A z tą bombką miałam największy problem. Nie miałam pomysłu jak ją „ubrać”. Chciałam ekologicznie, ale Kochanieńki zaprotestował, stwierdził, że musi być na bogato. I tu też majstrowałam przy twarzach. Tu dopiero mi nie wyszło :)

A na sam koniec będą moje ulubione sikorki. Uwielbiam ten wzór, bardzo, ale to bardzo mi się podoba. A ponieważ mam parę zdjęć cykniętych w sprzyjających okolicznościach słonecznych po prostu muszę wrzucić tu parę fot. Muszę, bo się uduszę :)

Cudne prawda? Bombki też wyszły śliczne, ale niestety zdjęcia tego nie oddają.

Wszystkie hafty zostały wyszyte na Aidzie 16 ct w kolorze białym, ecru, rustico i błękitnym (503). Gotowe bombki mają średnicę 10 lub 12 cm.

A tak prezentuje się razem 14 szt. ślicznych, własnoręcznie wyprodukowanych przeze mnie w tym roku bombek.

Nie będę udawać przesadnie skromnej i napiszę wprost. Śliczne mi te bombki wyszły. Co jedna, to była ładniejsza.

Była…

Śliczne miałam bombki…

Miałam bombki, bo bombki wyruszyły w długą drogę przez morza i oceny, a mi pozostały tylko zdjęcia :( Zauważyliście pewnie w międzyczasie napisy Merry Christmas, a nie Wesołych Świąt. To nie dlatego, że ja taka „światowa”, wręcz przeciwnie, nie cierpię angielskich słów obecnych wszędzie, używanych przez wszystkich, gdy jest to potrzebne i nie nie (niestety i ja to robię). Wszystkie bombki poleciały na prezenty do USA, a ja zostałam jak bosy szewc bez butów, znowu bez żadnej bombki :(

I jak tu się nie pochlastać? A taki miałam plan na piękną choinkę w tym roku.

Mam nowy plan. Choinki w tym roku nie będzie.

Wracając do zdjęć „wyrobów gotowych” – nie da się ukryć, że są badziewne. Za grosz nie mam umiejętności cykania fajnych fot. Jak jeszcze było ładnie i ciepło, mieliśmy stół na tarasie, świeciło słońce, można było chociaż porobić fajne zdjęcia krzyżyków. A teraz gdy stół w piwnicy, cały czas za oknem ciemność, moje zdjęcia są kompletnie bez pomyślunku. Nie potrafię za chiny ludowe rzucić szpulki, wstążeczki czy koronki na stół i zaaranżować fajnego ujęcia. Kompletnie nie potrafię. I niestety moje bombeczki przez te moje słabe zdjęcia dużo straciły na swojej urodzie. Cóż nie można mieć w życiu wszystkiego. A szkoda.

Lecę coś u Was napisać i na komentarze odpowiedzieć. Jestem bardzo na bieżąco z tym, co pokazujecie na blogach (internet w telefonie to genialny wynalazek), ale ostatnimi czasy kompletnie mi nie po drodze z komputerem w domu.