HO! HO! HO! 

Czyli co poszło w świat :)

Mocno okrężną drogą Mikołaj, a raczej Mikołajczyca zdążyła z prezentem na czas. Mama  Małosi z  bloga Magiczny świat krzyżyków, zwyciężczyni mojego pierwszego candy, paczkę odebrała, Małgosia ponoć zadowolona (na razie prezenty oglądała tylko wirtualnie), mogę więc pokazać, co do niej poleciało.

Gdy ogłaszałam zapisy na candy, nie miałam żadnego planu, co przygotuję jako nagrodę. To była taka spontaniczna decyzja, na zasadzie, a czemu nie zrobić candy? Jak się już powiedziało A, trzeba powiedzieć B i coś wymyślić.

I wymyśliłam.

Z wysłaniem paczki miałam straszny problem, bo okazało się, że moja poczta zmieniła godziny pracy i już nie jest otwarta od 8 – 20 tylko od 10 – 18 :( Pudła kupić nie mogę, paczki wysłać też się nie da, bo mnie w tych godzinach nie ma w okolicy, a trudno latać z pudłem po mieście. Trafiło mnie, gdy w piątek 8:02 rano pocałowałam klamkę i przeczytałam kartkę, że dwa dni wcześniej zmienili godziny pracy. Na szczęście są jeszcze soboty i poczty otwarte po drodze do rodziców. Paczka poleciała z Brzegu. Szczegół, że wróciła do Wrocławia, żeby stąd wyruszyć w dalszą drogę. Ale dotarła i to się liczy. Uff..

Nie przedłużając, tak wygląda zawartość paczki, jaką Mikołajczyca, czyli ja, przygotowałam.

Chcecie zobaczyć dokładnie, co było w środku?

Zobaczycie.

Nie odmówię sobie przyjemności pomęczenia Was dużą ilością zdjęć jak zwykle zresztą :)

No to lecimy po kolei.

Obiecałam,  że będzie coś starego – czyli coś znalezionego na placyku pod Młynem.

Są więc dwie rameczki z kompletu, jaki upolowałam i do tego stare drewniane szpulki. Uwielbiam te szpulki, mam ich trochę w domu, namiętnie przekopuję na starociach wszelkie pudełka w ich poszukaniu. Po co mi one, nie wiem, ale je lubię i mi się one strasznie podobają. Nawijam sobie czasami mulinę na jakąś i wyszywam, rozwijając nitkę ze szpulki. Ładnie wyglądają też na zdjęciach, jako element dekoracji, tylko że ja aranżowanych zdjęć nie potrafię robić :))

Mamy także coś dobrego – coś w co niekoniecznie się wstrzeliłam, ale paczki nie personalizowałam. Nie do końca trafiłam w gust Małgosi, ale co robić :))

Zielona Mikołajkowa herbata, wszak paczka od Mikołaja, więc musi być Mikołajkowa. Małgosia woli herbatę owocową, ale myślę, że da radę :) Do tego słodka pocztówka z wrocławskimi krasnalami w postaci deserowej czekolady. Na szczęście nie jest to czekolada gorzka, bo takiej Małgosia nie lubi. Uff. Ta słodka pocztówka jest jedyną „kartką”, jaka znalazła się w przesyłce, bo ja kompletnie niekartkowa i nie będę ich robić na siłę.

Teraz czas na małe co nieco – małe przydasie w postaci zawieszek oraz  świątecznych filcowych zwierzątek.

Hafciarskie przydasie,

czyli parę mulinek (w tym udało mi się trafić w B5200, którą Małgosia z chęcią przygarnia w każdej ilości:)) oraz metalizowane nitki, bo nie można tego jednak nazwać muliną. Używam takich do hafcików świątecznych, bardzo dobrze mi się z nimi pracuje, nie mam problemów, bo robię jak „kazała” Chaga.

Do tego len obrazkowy Permin of Copenhagen 35 ct w kolorze piaskowym. Len moim skromnym zdaniem śliczny, idealny na zielniki, dla mnie niestety już za drobny. Szkoda, żeby u mnie leżał, Małgosi na pewno dobrze posłuży.

A teraz będzie coś zrobionego przeze mnie,

czyli szydełkowe gwiazdki na choinkę. Na „chorobę szydełkową” zapadłam w czasie wizyty u Edytki, gdy pomacałam jej cudne poduszki. Choroba jeszcze się dobrze u mnie nie rozwinęła, ale już czyni spustoszenia w moim czasie wolnym. Niestety prognozuję jej dalszy rozwój. Z gwiazdkami miałam oczywiście problem, bo jak je już pracowicie wyszydełkowałam, wykrochmaliłam i przyszpilkowałam z bólem palców do styropianu, to rano okazało się, że moje od dwóch lat nierdzewne szpilki w trzech miejscach jednak puściły rdzę. Nie zadziałały żadne cudowne patenty na odplamianie, trzeba było na gwałt produkować nowe gwiazdki. Zawsze coś.

W paczce znalazły się jeszcze dwie rzeczy, których wcześniej nie planowałam wysyłać, a które dołożyłam, gdy los uśmiechnął się właśnie do Małgosi.

Zestaw Bucilla, do wykonania filcowych zawieszek, który kiedyś znalazłam pod Młynem. Zestaw jest kompletny, są wszystkie filce, instrukcje, muliny, koraliki i nawet igły. Nie ma tylko opakowania, ale mam nadzieję, że Małgosia mi to wybaczy. Małgosia jest dla mnie mistrzynią szycia takich małych filcowych form, więc pomyślałam sobie, że jej może się to spodobać. Mnie z igłą do szycia kompletnie nie po drodze, nawet z przyszyciem guzika mam problem.

A ponieważ mamy Mikołajki, a paczkę odbiera Mama Małgosi, nie może być, że ona nic nie dostanie :))

Dorzuciłam więc do paczki małą lnianą bombkę, którą w międzyczasie wyprodukowałam (jakoś nie mogę przestać produkować tych bombek, jak się święta zbliżają).

I to by było na tyle.

Chociaż nie.

Jest jeszcze jedno pudełko :)

Ciekawi co w środku????

Trzeba poczekać, bo teraz będzie fotostory :))

Akurat było słońce, nie mogłam się oprzeć, żeby nie cyknąć 200 zdjęć :)

Ktoś już wie co to za haft?

Tak to powoli wyłaniają się ptaszki.

Że też kot ich nie pożarł.

Śliczne są prawda?

A co ja mogłam z takim haftem zrobić?

Toż to oczywista oczywistość! Zgodnie z życzeniem Meri mogłam tylko bombkę wyprodukować, bo to mi wychodzi najlepiej :)

Wzór może mało świąteczny, ale ja uwielbiam te ptaszki.

Z drugiej strony miał być pięknie wykaligrafowany muliną napis Wesołych Świąt, ale mi mulina zafarbowała!!! Zafarbowała mulina DMC 321, mulina, którą testowałam i która mi podczas eksperymentów naukowych nie zafarbowała ani razu! Ani razu!!

Ten sam motek! ta sam sztuka! delikatnie zmoczona wodą, puściła farbę!!!

Nie wiem, jak to jest możliwe, ale ja przyciągam i generuję ciągle takie dziwne przypadki. Szlag mnie trafił, pranie, odplamianie nic nie dało, w domu już grama Aidy w odpowiednim rozmiarze, trzeba było się ratować filcem. Eh…

Małgosiu, mam nadzieje, że paczka ode mnie Ci się spodoba, jak już ją zobaczysz i pomacasz. Wirtualnie to nie to samo co na żywo.

Wzór Valerie Pfeiffer „Berry Chick-Chat”, biała Aida 16 ct, mulina DMC, styropianowa kula średnicy 12 cm

Tak wyglądała paczka, którą z przyjemnością przygotowałam na moje pierwsze i mam nadzieje nieostatnie candy. Miło zabawić się w Św. Mikołaja :))

Dziewczyny niestety z powodów rodzinnych będę w najbliższym czasie w rozjazdach. Wybaczcie mi, proszę moją nieobecność na Waszych blogach, nie mam jak komentować z telefonu (nie wyczaiłam jak bez wylogowywania się mieć dwa profile), a pod komputerem w domu jestem i będę teraz rzadko. Uwielbiam czytać Wasze komentarze, pod moimi wypocinami, a ostatnio na nie nawet nie odpowiadam, bo nie mam kiedy. A wiecie przecież, że gaduła ze mnie.

Może coś wyszyję, żeby nie oszaleć i nie myśleć za dużo, może coś napiszę, bo lubię tu do Was pisać. Tylko że nie bardzo chyba będę miała o czym pisać, bo na wyszywanie prawie nie mam czasu. Mam gotowy hafcik na SAL, ale nie mam jak zrobić zdjęć. Cały czas widzę ciemność za oknem, gdy już jestem w domu.