Panna Zielona

czyli Choinka 2025 – 1

Przyznać się, kto myślał, że już na początku zrezygnowałam z zabawy choinkowej u Karoliny?

Nic z tych rzeczy!

Pracę miałam gotową już na początku stycznia, o czasie podesłałam też zdjęcie do Karoliny. Nie opublikowałam tylko postu, a zabrałam się za jego pisanie 12 stycznia i nie skończyłam.

Ostatniego dnia miesiąca, zamiast coś napisać, zaczęłam wyszywać całkiem nowy projekt. Wciągnęło mnie to na maksa. Wyszywało się super, szło mi całkiem dobrze, jarałam się każdym krzyżykiem. Wyszywałam, wyszywałam, aż pomyliłam się o jeden krzyżyk i musiałam pruć :( Niby „tylko” 315,5 krzyżyka, ale na lnie 40 ct to trochę wyzwanie.

Jak nic zostałam ukarana za niewywiązywanie się z zabawy…

Karę przyjęłam na klatę, teraz siadłam i kończę, co powinnam była zrobić parę dni temu.

W styczniu popełniłam cudną choinkę z zestawu Dimensions, którą dostałam razem z innymi podarkami od Madzi, gdyż wymyśliłam sobie, że koniecznie muszę ją sfotografować z naszą choinką.

W zeszłym roku, gdy skończyłam wyszywać nieszczęsne Bałwanki, napisałam:

Więcej Dimków nie przewiduje. Szkoda życia na coś, co nie sprawia radości, psuje krew i frustruje.

I teraz muszę to odwołać. Choinkę wyszywało się super, a z pracą uwinęłam się chyba w trzy dni. To pewnie zasługa kanwy plastikowej i braku udziwnień we wzorze. Żadnych potrójnych, poczwórnych czy popiątnych półkrzyżyków stawianych pośrodku niczego, żadnych grubych węzełków i lnu, który mówiąc szczerze nie bardzo nadaje się do wyszywania Dimków.

Tu miałam tylko jedno „ale” do wzoru. Nie miałam go w wersji elektronicznej. Musiałam się posiłkować taką analogową Sagą.

Kochanieńki miał niezłą bekę z tego mojego patentu, ale jakoś trzeba sobie radzić, gdy człowiek ślepy, wzór musi mieć pod nosem i brakuje mu trzeciej ręki do trzymania papieru.

Czy ja pisałam, że nie cierpię papierowych wzorów? Pisałam, nie raz i nie dwa. I powtórzę dużymi literami: NIE CIERPIĘ wyszywać z papieru, najbardziej lubię wzory na apkę.

Chwila moment i miałam wyszyte wszystkie krzyżyki.

Kilka backstitchy, frenchknotów i voilà choinka gotowa.

Z wycinaniem kanwy plastikowej wszyło mi tak sobie. Spód podkleiłam ciemnozielonym filcem, czego chyba nigdzie nie obfociłam. Jeśli chodzi o dopieszczenie tego typu zestawów, to bardzo mi się podobają ukraińskie kity, które przychodzą z dokładnie wyciętą formą do wyszywania, z idealnie wyciętym filcem do podklejenia. Niczym człowiek się nie musi przejmować, wyszywa, przykleja i jest idealnie wszystko zgrane. Tu tego brakuje i lepiej lub gorzej trzeba radzić sobie samemu. Mnie wychodzi to tak sobie, ale na choince tego nie widać z daleka, więc się nie czepiam.

Choineczka oczywiście załapała się zgodnie z planem na sesję choinkową.

Były też zdjęcia z innymi świątecznymi ozdóbkami i z wiankiem na drzwiach.

Słabo to widać, ale w środku wianka jest dzwonek i podkowa na szczęście.

Była też fota ze szklaną kuzynką.

Jak wywaliłam w tym roku choinkę na ziemię, to się mocno zastanawiałam, czy nie pobiła mi się między innymi ta bombka. Jakbym ją straciła, byłabym bardzo nieszczęśliwa. Na szczęście ocalała, jak inne.

Parę szczegółów.

Czy widzicie wśród prezentów kota??

Nie wiem, jak ale Kochanieńki zobaczył w tych kokardach kota i „kazał” mu dorobić wąsy i oczy.

Chce to ma ;-) Pod choinką znalazł się i kotek.

Prawie taki sam jak nasza Dziadówka. No dobra, trochę w innym kolorze. Całkiem w innym kolorze.

A potem spadł we Wrocławiu śnieg i od razu przypomniała mi się piosenka z przedszkola. Matko kiedy ja chodziłam do przedszkola….

Stała pod śniegiem panna zielona
Nikt prócz zająca nie kochał jej
Nadeszły święta i przyszła do nas
Pachnący gościu, prosimy, wejdź!

Cóż Święta już były, bez śniegu, za to udało się zrobić parę zdjęć Pannie Zielonej w bieli.

Tęsknie za śnieżnym Bożym Narodzeniem, smutno bez śniegu za oknem w ten świąteczny czas..

Potem poszliśmy do parku zrobić zdjęcia na innych choinkach i iglastych krzewach. Było ich w cholerę, ale się ograniczyłam do kilku zdjęć.

A potem przyszedł czas na pożarcie pierników z choinki…znaczy jej rozebranie.

Jak zaczynałam pisać ten post choinka stała jeszcze u nas i miałam nadzieję, że postoi do końca stycznia. Rozebraliśmy ją jednak parę dni temu i odzyskaliśmy kawał przestrzeni do życia. Jak to stwierdził Kochanieńki, cieszyliśmy się z choinki dwa razy. Raz jak ją wprowadziliśmy do domu, drugi raz jak w końcu wystawiliśmy za okno. Nie da się ukryć, że takie drzewko mocno komplikuje życie w domu, zwłaszcza życie naszej koteczki. Ponieważ to miejska powsinoga, kot wychodzący łazi tam i z powrotem na dwór. Siada zazwyczaj pod drzwiami na taras, żeby ją było widać i ktoś ją wpuścił do domu. A choinka stała dokładnie na wyjściu na taras i kot musiał nauczyć się nowej procedury wchodzenia do domu. Szybko skumała, że trzeba czekać na wycieraczce przed domem, a jeszcze lepiej wskoczyć na któreś okno i pokazać się swoim człowiekom. Teraz gdy choinki nie ma, dużo łatwiej wraca się jej na ciepłą chatę. Staje u drzwi nasza załoga G i od razu ją widać.

Mimo przejść, jakie jej zafundowałam w międzyczasie, nasza choinka była w bardzo dobrej formie jak ją rozebraliśmy. Aż żal nam było ją wyrzucić. Tak prezentowała się po rozebraniu do gołego ze wszystkich ozdóbków i światełek.

Zgubiła parę igieł, obwisły jej trochę gałęzie, ale i tak prezentowała się świetnie.

To na koniec dla przypomnienia taka ładna była Panna Zielona, gdy stała w naszym domu.

Zawieszkę zgłaszam do styczniowego odcinak zabawy u Karoliny.

Wiecie, co jest najlepsze?

Ani się obejrzymy, a za jakieś 300 dni z małym hakiem będziemy mogli znowu zaśpiewać

Pachnący gościu, prosimy wejdź!

Madziu, jeszcze raz pięknie dziękuję za prezent.